1. FC Barcelona vs. Arsenal F.C. 17/05/2006, Stade de France
Miejsce pierwsze nie jest żadną niespodzianką, chodzi oczywiście o mecz finałowy LM sezonu 2005/2006, który dosyć dokładnie opisałam w poprzedniej notce. Mogę jeszcze dodać, że to drugi raz, kiedy Barcelona wygrała Puchar Europy (wcześniej w 1992, później 2009 i 2011). Warto też wspomnieć, że Blaugrana trzy razy była w finale Ligi Mistrzów nie zdobywając trofeum, ostatnio w 1994 roku. O wyborze tego spotkania na miejsce pierwsze zapewne w 90% zadecydował mój sentyment do niego, jednak mecz sam w sobie naprawdę robił wrażenie. Odrabianie strat jest wyjątkowo ciężkie, szczególnie w tak ważnych meczach, ponieważ piłkarze muszą najpierw odblokować się psychicznie, dopiero wtedy można liczyć na podjęcie przez nich walki. Jednak Barca nieraz już udowodniła, że nawet w najtrudniejszych momentach, w których odwrócenie wyniku spotkania na korzyść Katalończyków wydaje się być niemożliwe, Remontada es posible!
2. FC Barcelona vs. Real Madryt 29/11/2010, Camp Nou
Przyznam szczerze, że na samo wspomnienie o tym spotkaniu uśmiech ciśnie mi się na usta. Nie wykluczam, że spowodowane jest to rozłożeniem na łopatki największego rywala Barcy. Każde Gran Derbi jest emocjonujące i zawsze wzbudza wiele kontrowersji, co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. "Sędzia im pomagał" to chyba najczęściej powtarzane zdanie po każdym kolejnym El Clásico, nie ważne czy wygrała Blaugrana, czy po zwycięstwo sięgnęli Królewscy. Jednak to konkretne spotkanie z pewnością pamięta do dziś każdy kibic zarówno Barcy jak i Realu, niezależnie czy dobrze je wspomina, czy tak jak w tym drugim przypadku (najprawdopodobniej) - wolałby go po prostu nie pamiętać. W tym właśnie meczu gospodarze pokonali gości aż 5:0, czyli byliśmy świadkami klasycznej La Manity w pięknym stylu. Bramki dla Barcy, która prowadzona była wówczas przez genialnego według mnie (i nie tylko) Pepa Guardiolę zdobyli kolejno Xavi, Pedro, podwójnie Villa, a gwoździem do trumny Królewskich okazał się gol Jeffrena w ostatniej minucie czasu podstawowego.
(Na zdjęciach piłkarze pokazujący Manitę, która w Hiszpanii oznacza po prostu wynik 5-0. Nazwa wzięła się najprawdopodobniej od hiszpańskiego słowa "mano" oznaczającego rękę, a że ręka ma 5 palców, dalsze tłumaczenie uważam za zbędne :))
3. FC Barcelona vs. AC Milan 12/03/2013, Camp Nou
Kolejny mecz pod znakiem remontady. 1/8 finału Ligi Mistrzów, rewanż na Camp Nou. Emocje były niesamowite, wiele osób stawiało na Milan i nie wierzyło w awans Barcy - straty były duże biorąc pod uwagę słaby mecz w wykonaniu Blaugrany na San Siro, który przegrała 2:0. Do tego dochodziła nieobecność Tito Vilanowy, szkoleniowca Barcy, którego zastępował Jordi Roura, który - tak jak większość piłkarzy w tamtym okresie - był ostro krytykowany. Drużyna była osłabiona brakiem trenera i niemałym zamieszaniem, które było tego następstwem. Jednak każdy prawdziwy culé wiedział i mocno wierzył w to, że jeśli Katalończycy pokażą na co naprawdę ich stać, wygrana nie będzie dla nich problemem. I tak się stało - w pierwszej połowie dwie bramki strzelił Leo Messi, w drugiej David Villa, a w doliczonym czasie wynik na 4:0 ustanowił Jordi Alba pakując piłkę do bramki po pięknej asyście Alexisa Sancheza. Tym sposobem, pokonując czerwono-czarnych 4:2 w dwumeczu, Katalończycy przeszli do ćwierćfinału Pucharu Europy, w którym zmierzyli się z PSG. Barcelona wyjątkowo potrzebowała w tym trudnym okresie zwycięstwa. Przezwyciężając Milan zawodnicy Barcy z pewnością podbudowali się psychicznie, a kibice znów mogli spać spokojnie i mieć pewność, że jeśli na boisku ma się dziać magia - to tylko w wykonaniu granatowo-bordowych.
4. FC Barcelona vs. Manchester United 28/05/2011, Wembley
Kolejny finał Pucharu Europy, tym razem sezonu 2010/2011. Data o szczególnym znaczeniu dla całego Barcelonismo - Barca zdobywa swój czwarty tytuł Ligi Mistrzów. Strzelanie rozpoczął Pedro, który już (a może dopiero, biorąc pod uwagę niewykorzystane wcześniej akcje?) w 27 minucie spotkania po genialnej asyście Xaviego pokonał Van den Sara, bramkarza Czerwonych Diabłów. Na odpowiedź Katalończycy nie musieli czekać długo - spokój zakłócił im w 34 minucie Wayne Rooney strzelając piękną bramkę dla Manchesteru. Emocje rosły, dla obu drużyn trofeum było na wyciągnięcie ręki. Pierwsza połowa dobiegła końca, jednak niecałe 10 minut po rozpoczęciu drugiej znać o sobie daje Leo Messi, który strzela gola i wyprowadza Barcę na prowadzenie. Zdezorientowany Van der Sar nie był jedynym, który nie spodziewał się bramki Messiego - Leo zwykle przed strzałem przebija się przez przeciwników i wchodzi jak najgłębiej w pole karne by dopiero wtedy oddać strzał, tym razem jednak zdecydował się zrobić to już sprzed pola. Euforia kibiców i piłkarzy Blaugrany rośnie wprost proporcjonalnie do zdenerwowania i frustracji rywali. Nerwy obustronnie dają o sobie znać, Barca nie wykorzystuje kilku kolejnych akcji, które wydawały się być "pewniakami". Dziesiątki oddanych, lecz minimalnie niecelnych strzałów podnosiły ciśnienie na Wembley co kilka minut. Kiedy można już było odnieść wrażenie, że bramka na 3:1 (ani na 2:2) nigdy w tym spotkaniu nie padnie, zwycięstwo przypieczętowuje Villa oddając strzał dosłownie z tego samego miejsca, z którego 15 minut temu bramkę strzelił Messi. Sir Alex Ferguson (niewątpliwie genialny trener, obecnie już na emeryturze) z bezsilności siada na ławce i jedyne co mu pozostało, to nerwowe żucie gumy (nieodłączny element podczas każdego meczu ;)). Jednak jak na człowieka z klasą przystało, po meczu z uśmiechem podchodzi do Pepa Guardioli i gratuluje mu zwycięstwa. Bramka na 3:1 była ostatnią bramką tego spotkania. Końcowy gwizdek, Barcelona po raz kolejny sięga po trofeum Ligi Mistrzów.
To tyle jeśli chodzi o mecze, które wywarły na mnie największe wrażenie. Jest ich oczywiście jeszcze przynajmniej kilkanaście, jednak gdybym miała rozpisywać się na temat każdego z nich, myślę że spokojnie zabrakłoby mi klawiatury ;)










